Wspominałam na samym początku o momencie naszego przebudzenia. Pamiętam jak jednocześnie z nas wszystkich wydobyło się delikatne, ciche westchnięcie, pierwszy łyk powietrza w tym dziwnym świecie. Faktycznie czułyśmy się jak jedna żyjąca istota. Wielokrotnie później bywały noce, kiedy cała nasza wioska śniła jeden, wspólny sen. Szybko jednak przekonałyśmy się, że Lucjan stworzył nas tak, byśmy stanowiły osobne, bardzo różne, małe życia. Często daną cechę stosował jedynie raz, tak by każda faktycznie była niepowtarzalną istotą. Jednak dwie z nas stworzył z pominięciem tej zasady. Były one rzeczywiście jak jedno, identyczne życie, jak dwa ciała połączone wspólnym umysłem. Lucjan wytłumaczył nam przyczynę ich lustrzanego zachowania. Co prawda wszystkie byłyśmy siostrami, jednak je stworzył jako bliźniaczki. Młodsza o ułamek chwili nazywała się Hanu i to o niej będzie ta historia.
Hanu była najmniejszą postacią z nas wszystkich, a co ciekawe jej siostra bliźniaczka wcale nie wyglądała identycznie - była wyraźnie większa i można je było bez problemu rozróżnić. Jednak ich zachowanie było tak podobne, że niemal każdy zapominał o ich zewnętrznych różnicach. Gdy się na nie patrzyło to rzucały się w oczy niemal identyczne gesty, miny a nawet podobny chód czy sposób mówienia. Prawie zawsze, gdy ktoś wołał jedną z nich, pojawiały się obie. Bardzo zabawne były momenty, gdy urządzałyśmy jakieś zabawy lub gry – siostry były wtedy zawsze jedną postacią. Gdy się z nimi rozmawiało to część słów padało z ust jednej, a część z ust drugiej. Niezwykle rzadko można było je spotkać osobno i zawsze wywoływało to niemałe zdziwienie.
Przyszedł jednak trudny czas w życiu Hanu. Jej starsza siostra coraz częściej zaczęła znikać. Oczywiście nie dosłownie, ale miała coraz mniej czasu dla swojej młodszej połowy. Powód owego znikania był czymś na tyle poważnym, że Hanu nie chciała się sprzeciwiać, choć całe jej serce wołało za siostrą. Tak widocznie musiało być.
Wybacz proszę, że owo zniknięcie siostry okrywam tajemnicą, opowiem o nim innym razem, a tę opowieść w całości chcę poświęcić Hanu i to na niej skupimy naszą uwagę.
Hanu niemal od początku bardzo źle znosiła rozłąkę z siostrą. Najczęściej przesiadywała na oknie Lucjana, wysoko poza spojrzeniami kogokolwiek. Do tej pory jej twarz zwykle była pełna radości i beztroski, jednak teraz trudno było wyczytać z niej jakiekolwiek emocje. Trwało to na tyle długo, że zaczęłyśmy poważnie się o nią martwić. Jej poczucie samotności było już niemal namacalne i może właśnie dlatego stało się coś zaskakującego. Coś, co stało się jedną z legend naszej rodziny.
A było to tak. Rau od dłuższego czasu z niepokojem obserwowała co dzieje się z Hanu, poprosiła więc jej siostrę, aby odłożyła na moment swoje obowiązki i spróbowała z nią porozmawiać, pocieszyć ją. W naszej wiosce nie odmawia się królowej i tak też było tym razem. Starsza siostra musiała znaleźć chwilkę na odwiedziny. Gdy przybyła do pokoju Lucjana, Hanu siedziała smutna w swojej samotni zawieszonej nad parapetem. Pamiętam, że część z nas zebrała się na stole by móc zobaczyć tę scenę. Pamiętam również jak niemal martwa twarz Hanu ożyła nagle na dźwięk głosu siostry i jak wtuliły się w siebie. Niestety trwało to tylko moment, bo zaraz potem wszystkie usłyszałyśmy krzyk owada, wzywającego na pomoc starszą siostrę. Ta ze łzami w oczach musiała więc natychmiast wracać do swoich obowiązków. Widok Hanu zastygniętej z rękami w niewidzialnym uścisku był naprawdę dojmujący.
Co dziwne, w ogóle nie płakała, ale stała tak w ciszy przez chwilę po czym niemal bezszelestnie zemdlała. W momencie, gdy jej maleńkie ciało dotknęło ziemi pojawił się przy niej osobliwy, obły kształt. Wyglądał jak unosząca się w powietrzu kropla wody, kropla o niesamowitym spojrzeniu. Nie zdążyłyśmy się jej przyjrzeć, bo po krótkiej chwili zwyczajnie zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie obłoczek pary. W tym samym momencie Hanu otwarła oczy. Była to sytuacja niezwykła - byłyśmy niemal przekonane, że nie wydarzyła się na prawdę, że to było tylko złudzenie. Wszystko jednak wskazywało na to, że tak właśnie się stało. Hanu bowiem tamtego dnia zyskała niezwykłą umiejętność tworzenia tego typu nierealnych stworzeń. Istoty, które z niej wychodziły nie przypominały istnień z realnego świata, choćby nawet owadów czy stworów z głębin, o których czasami opowiadał nam Lucjan. Najczęściej wyglądały one jak niewielkie obłoczki, plamy czy cudaczne kształty. Przeważnie nie miały nawet buzi czy choćby oczu. Hanu jednak zupełnie to nie przeszkadzało i od razu pokochała ten swój dziwny dar. Pierwszy raz od dawna nie czuła się samotna. Każdej nowopowstałej istocie starała się nadać jakieś imię, czuła, że w ten sposób stają się żywe, prawdziwe. Smutnym faktem jednak było to, że stworzenia te żyły nie dłużej niż chwilę. Czasem żyły tak krótko, że Hanu nawet nie zdążyła ich nazwać. Zanim wpadło jej do głowy sympatyczne imię dla nowej istoty, ta była już tylko wspomnieniem. Po prostu znikała. Każde takie zniknięcie delikatnie raniło Hanu, ta jednak nie chciała się poddawać. Wierzyła, że znajdzie na to jakieś rozwiązanie. Z czasem zauważyła, że stwory powstają wyraźnie trwalsze i milsze gdy dopisuje jej lepszy humor. Dlatego też z ich tworzeniem czekała zwykle na odrobinę lepsze samopoczucie. Powstawało wtedy naprawdę miłe, niewielkie stworzenie, które momentalnie tuliło się do Hanu. Czuło widocznie, że jest ona jego mamą. W takich chwilach Hanu bojąc się, że straci choćby sekundę z nowym przyjacielem rezygnowała z nadawania mu imienia. Czerpała ile mogła z tego wspólnego czasu zanim istota znikała, a tak niestety działo się za każdym razem. Jednak nasza mała kreatorka, mimo chwil smutku nie płakała już tyle co kiedyś. Być może dlatego, że po jednym z takich płaczliwych momentów wyskoczył z niej stwór, który swoje krótkie życie całkowicie wypełnił smarkaniem, chlipaniem i wyciem. Ostatecznie przyjął dramatycznie smutną pozę, po czym zniknął, pozostawiając po sobie jedynie lepką kałużę.
Musisz wiedzieć, że Lucjan tworząc Hanu i jej siostrę obdarzył je całym wachlarzem najróżniejszych emocji. Podejrzewałyśmy, że może nawet odrobinę przesadził. Te wszystkie emocje były bowiem uciążliwe, szczególnie dla małej kreatorki. Oczywiście gdy miała dobry humor, nie było żadnego problemu -sympatyczny obłoczek czy jakakolwiek inna forma, która z niej wtedy wychodziła była naprawdę miła i niegroźna. Gorzej, gdy Hanu po kilku nieudanych kreacjach wpadała w prawdziwą złość. To co wtedy z niej wypadało było wyjątkowo odpychające. Na całe szczęście żyło nie krócej niż moment. Chyba dlatego Hanu nauczyła się panować nad swoimi istototwórczymi emocjami. Ilekroć wyczuwała zbliżającą się złość przystawała i powolutku, spokojnie liczyła do pięciu. Pod koniec ulatywały z niej wszelkie złe emocje. Raz nawet z tego jej liczenia wykluła się istota matematyk, która zapisała na podłodze niezrozumiałe równanie, po czym oczywiście zniknęła, tworząc wielokątny obłoczek. Z czasem na twarzy Hanu z wielkim trudem można było zobaczyć jakiekolwiek emocje. Nie było tam złości czy smutku, ale niestety również nawet cienia radości. Bała się bowiem stracić kolejne stworzenie. Najczęściej więc można było ją spotkać przechadzającą się powoli z kamienną twarzą i zamyślonym spojrzeniem, ponieważ cały czas szukała sposobu na utrwalenie swoich kruchych istot.
Kiedyś była już niemal pewna, że znalazła na to sposób. Zamknęła się więc na kilka dni w jednej z szuflad w biurku Lucjana. Siedziała tam w specjalnym, zrobionym przez siebie nakryciu głowy. Ów ekscentryczny przedmiot zrobiony ze starej nakrętki, drutów i szkiełek miał odbijać wszelkie złe myśli, dąsy i negatywne emocje. Hanu tak bardzo potrzebowała spokoju, że na szufladzie umieściła wielki napis: „Zabrania się przeszkadzać, inaczej ugryzę.” Po kilku dniach takiego siedzenia w skupieniu gdy czuła, że zebrała w głowie wszystkie miłe wspomnienia i emocje, odpędziła najmniejszą nawet wątpliwość, zaczął pojawiać się nowy, żywy kształt. Był naprawdę przyjemnie zaokrąglony, miał nawet miło zerkające oczy i kolor jakby malinowy (może to przez to, że cały ten czas w szufladzie Hanu żywiła się jedynie malinami, uważając je za owoce wyjątkowo miłe). Gdy istota ta stawała się już niemal namacalna i młoda kreatorka zaczęła radośnie rozmyślać nad imieniem dla swojego nowego kompana, stało się coś czego tak bardzo się bała - nowa istota jak gdyby nigdy nic zniknęła w malinowym obłoku.
Nikt wcześniej nie widział tak zdenerwowanej Hanu. Szuflada dosłownie drżała ze złości, słychać było wrzaski, piski i wszystkie te dźwięki, które wydostają się z kogoś naprawdę wściekłego. Była już nocna godzina, jednak hałasy dobiegające z szuflady poderwały na nogi prawie wszystkie z nas. Gdy Hanu wyskoczyła ze swojej samotni żadna z nas nie miała odwagi jej zatrzymywać, czy nakłaniać do ciszy. Nawet Lucjan wolał nakryć się kołdrą i udawać, że nadal śpi. Hanu biegała po całym pokoju krzycząc i tupiąc przy tym niemiłosiernie. Kiedy już myślałyśmy, że dosłownie wybuchnie, ona najspokojniej w świecie znów zemdlała na środku pokoju. W momencie, gdy tylko jej maleńkie ciało dotknęło podłogi wyskoczyła z niego istota tak odrażająca i groźna, że na twarzach nas wszystkich pojawił się blady strach. Na szczęście owa kreatura za swój cel obrała jeden z butów Lucjana i rzuciła się na niego z całą wściekłością. Gdy z biednego trzewika została już tylko podeszwa, owa kreatura przegalopowała przez cały pokój, jednym susem dostała się na parapet i wyskoczyła z rykiem przez otwarte okno wprost do miasta olbrzymów. Zaraz potem słychać było krótki krzyk dobiegający z gardła jakiegoś nieszczęśnika.
Gdy Hanu wreszcie odzyskała przytomność pierwszą osobą, którą zobaczyła nad sobą była jej zapłakana siostra. Powolutku usiadła i rozejrzała się wokół. Nie pamiętała nic z tego co się stało. Od razu jednak spostrzegła Lucjana siedzącego przy swoim biurku. On również płakał. A co było jeszcze bardziej zaskakujące, nie był sam, ponieważ zebrał się przy nim niewielki tłum. Gdy spytała swoją siostrę co się stało, ta jedynie spuściła wzrok w milczeniu. Kiedy Hanu udało się wreszcie wdrapać na biurko, wszystko stało się jasne i prawie pękło jej serce. Na dłoniach Lucjana bowiem leżała nieprzytomna Rau. Na szczęście żyła, ale jej twarz szpeciła wielka rana. Najwidoczniej wracając z nocnego spaceru musiała natknąć się na kreaturę którą wybiegła przez okno. Hanu powoli podeszła do leżącej królowej i uklęknęła obok niej. Czuwała tak przy rannej Rau przez całą noc, aż ta wreszcie otworzyła oczy. Widząc zapłakaną Hanu uśmiechnęła się delikatnie mimo bólu. Dobrze wiedziała, że to był wypadek, że Hanu nigdy umyślnie by tego nie zrobiła. Lucjan najwidoczniej wlał w nią odrobinę za wiele emocji i temperamentu. Nie było to jednak teraz ważne. Gdy maleńka kreatorka istot próbowała przeprosić naszą królową, ta zakryła jej tylko usta swoją dłonią, ponieważ wszystko doskonale rozumiała. Wiedziała, że Hanu ledwo stoi na nogach i widocznie nie zmrużyła oczu przez cały czas opieki nad nią. Czuła się już lepiej, dlatego kazała Hanu iść odpocząć do swojej komnaty, ponieważ znajdowało się tam najwygodniejsze łóżko w całej naszej wiosce. Hanu odchodząc złożyła Królowej obietnicę, że już nigdy nie stworzy nowej istoty.
Siedząc na wielkim łóżku nasza Hanu musiała pogodzić się z tym, że utraciła zarówno siostrę jak i istoty które tworzyła, wiedziała jednak, że musi dotrzymać słowa. Wizja samotnej przyszłości wyciskała jej łzy z oczu przez cały następny dzień. Gdy zbliżał się wieczór pod nogami naszej zapłakanej marzycielki była już całkiem spora łzawa kałuża. Hanu nie przestałaby pewnie płakać, gdyby nie zdarzyło się coś zaskakującego. Ktoś zawołał ją głosem zupełnie jej dotąd nieznanym. Co dziwniejsze, była prawie pewna że kałuża, którą tak pracowicie wypłakała właśnie do niej mrugnęła.
Bojąc się kolejnego wypadku Hanu czym prędzej wybiegła z komnaty. Wiedziała, że jeśli nawet coś niechcący stworzyła, zapewne szybko to zniknie, ale na wszelki wypadek zamknęła drzwi na klucz i zabarykadowała je dodatkowo starą szafą, krzesłami oraz ciężkim wazonem. By mieć całkowitą pewność, że jest po wszystkim wróciła do komnaty dopiero na drugi dzień. Gdy uporała się z drzwiami i stanęła sama w komnacie ze zdziwieniem zauważyła, że kałuża wcale nie zniknęła. Była co prawda nieruchoma i wyraźnie mniejsza, ale lepiej było mieć ją na oku . Hanu stanęła blisko drzwi gotowa do ucieczki lecz z wnętrza łzawej plamy nie dobiegały żadne dźwięki. Pomyślała, że widocznie przez wczorajsze zmęczenie usłyszała coś czego tak na prawdę nie było. Odetchnęła z ulgą i odwróciła się do wyjścia z sypialni. Jednak w chwili, gdy sięgała za klamkę za swoimi plecami znów usłyszała nieznane dotąd dźwięki.
- Kto tu być? – wyraźne, choć nieco niezdarne słowa dobiegły z kałuży.
Hanu stała przez chwilę z wielkimi oczami, ale ciekawość jednak wygrała.
- Mówi się, kto tu jest – poprawiła gadającą plamę, rozbawiło ją jednak jak pokrętnie można mówić
- Ty zła na...yyy...ja? - Kolejne krzywe słowa dobiegły z wnętrza wypłakanej plamy.
- Ależ skąd! Nazywasz się Yyy? - Zapytała zaciekawiona Hanu
- Ja się nie nazywam. Mama uciekła. Mama to ty? - niezdarne zdanie dotarło do małej kreatorki
- Tak...tak to ja. Wystraszyłam się, dlatego uciekłam. Nie masz imienia, bo miałeś zniknąć, jak wszyscy których stworzyłam. Mimo to cieszę się, że nadal jesteś.
Hanu pomyślała chwilkę jak nazwać gadającą kałużę. Rozmyślanie przerwał jej cichutki dźwięk dobiegający z podłogi. Już wiedziała.
- Nazywasz się Plum! - mówiąc to aż klasnęła w ręce.
Z kałuży zabulgotało i posypało się wiele najróżniejszych dźwięków.
- To smaczne - odezwała się kałuża. Zapewne chodziło jej o to, że to ładne, no ale nasz Plum nigdy do końca nie nauczył się poprawnej mowy.
- Jestem Plum! - w chwili, gdy to powiedział cała łzawa kałuża delikatnie uniosła się, zabulgotała i przybrała sympatyczny glutowaty kształt. Na koniec zamrugała maleńkimi oczami i tak oto przed Hanu stanął jej nowy przyjaciel. Przyjaciel, który nie znikał! Hanu wciąż nie mogła w to wszystko uwierzyć. Wreszcie się udało! Był jednak jeden poważny problem. Obietnica złożona królowej. Ta na szczęście, widząc zakłopotanie naszej małej kreatorki i to jak oddany był jej Plum szybko zapomniała o niedawnym zdarzeniu i o złożonym przez Hanu zapewnieniu. Szczególnie, że pierwszy raz od bardzo dawna widać było nieśmiałą radość na twarzy młodszej z sióstr. Oboje z Plumem stali się tak nierozłączni, że z czasem z tej dziwnej istoty można było wyczytać emocje, które skrywała Hanu. Zdarzało się, że Plum sam z siebie wydawał wymyślne dźwięki i drżał, ale okazało się że biedak po prostu boi się niektórych cieni oraz słów na "cz". Rozwiązaniem problemu okazała się ustawa królowej o niewymawianiu przy nim owych słów. Tak więc na przykład po środzie był -wartek, a nad brwiami każdy miał -oło, zamiast czoła.
Mijały kolejne dni i miesiące, a dziwny towarzysz Hanu nadal był przy niej. Często można ich było spotkać podczas najróżniejszych wspólnych zabaw i wygłupów. Wreszcie znów w całej wiosce rozlegał się śmiech małej kreatorki. Była taka jak dawniej, mimo że swoją starszą siostrę nadal widywała jedynie w niektóre wieczory.
Jednak pewnego dnia, podczas zabawy z Plumem kolejny raz zemdlała. Jej maleńkie ciało znów upadło na ziemię, ale tym razem nie wydarzyło się nic niezwykłego. Po prostu, leżała nieruchomo. Pospiesznie zebrałyśmy się wokół niej. Od razu zauważyłam również przerażenie w oczach Pluma. Drżał niespokojnie i bulgotał, a po chwili wyleciał przez okno w stronę lasu. Nie wiedziałyśmy dlaczego tak zrobił i czemu opuścił swoją Hanu w takim momencie. Nasz niemy tłum stał bezradnie wokół jej ciała, a czas jakby spowolnił. Nie wiem jak długo tak stałyśmy, ale z tego bezruchu wyrwał nas ktoś przeciskający się przez nas pospiesznie. Okazało się, że to siostra Hanu. Była tak zdyszana, że widocznie biegła całą drogę z leśnego szpitala. Uklękła przy maleńkim ciele i delikatnie objęła głowę swojej siostry. Wyjęła z torby kilka ziołowych preparatów, te jednak nic nie pomogły. Wszystkie miałyśmy wtedy mokre od łez oczy, jednak największe łzy spływały z oczy leśnej lekarki prosto na twarz Hanu. I to chyba właśnie dzięki nim ta nagle lekko się przebudziła. To było jak bezszelestny wybuch radości. Nagle wszystkie nasze czarne myśli uleciały przez okno. Ciszę przerwały słowa.
- Hanu, przybiegł po mnie twój przyjaciel, był cały przerażony! Od razu wiedziałam że coś ci się stało. Tak bardzo się bałam - Starsza siostra z trudnością mówiła przez drżący z emocji głos
- Ale mi nic nie jest - Hanu na dowód tego uśmiechnęła się, po czym zaczęła wzrokiem szukać Pluma wśród zebranych wokół sylwetek.
Gdy Plum powiedział mi co się stało… to on... on...zniknął. - starsza siostra wyznała z żalem, ponieważ wiedziała ile dla Hanu znaczyła ta przedziwna istota.
Na te słowa twarz maleńkiej Hanu posmutniała, jednak tylko na moment. Popatrzyła uważnie w oczy swojej siostry i cichutko wyszeptała
- To nic, tylko ty nie znikaj.
Ps. Udało nam się uwiecznić Pluma na fotografii. Znajdziesz ją w zakładce "Pamięć".