Wybacz, że czasem będę pisać jako My, lecz faktycznie obudziłyśmy się w tym samym momencie, niemal jak jedna żyjąca istota. Mimo upływu ponad stu lat pamiętamy doskonale tamten dzień. Stałyśmy zebrane na ogromnym stole pośród wielu pisadeł, kartek i ogólnego bałaganu. Byłyśmy w pokoju, którego ogromny właściciel zdawał się nas nie zauważyć. Siedział nieruchomo na parapecie i wpatrywał się w coś za oknem. Czasem tylko mrugnął wielkim okiem, by wypuścić z niego odrobinę wody.
Patrzyłyśmy na pierwszego olbrzyma w naszym życiu, zupełnie nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc. Olbrzym ten był istotą niesamowicie wielką. Zdawało się że bez trudu mógłby jedną z nas zamknąć w swoich dłoniach. Jednak mimo tych rozmiarów i dziwnie pomarszczonej twarzy nie wzbudzał strachu. Na głowie miał dziwaczną, siwą czuprynę o której chyba zapomniał. Tę naszą obserwację przerwało wyjątkowo głośne chrząknięcie. To była Luu, którą widocznie znudziła ta podniosła chwila. Wszystkie momentalnie pouciekałyśmy, chowając się wśród przedmiotów na stole. Luu stała jednak niewzruszona. Co dziwne, olbrzym również się nie poruszył. Nadal przeciekał na parapecie, wpatrując się w coś za oknem. Po trzecim, już wyraźnie głośniejszym chrząknięciu wielka rozczochrana głowa wpatrywała się teraz w machającą beztrosko maleńką Luu. Byłyśmy przerażone, a potem zszokowane. Ogromna istota bowiem, po serii dziwnych mrugnięć, straciła kolor i runęła jak martwa na podłogę. Początkowo myślałyśmy, że Luu niechcący rzuciła jakąś klątwę i zabiła biedaka, więc niektóre z nas właśnie rozpaczały. Wtedy też pierwszy raz widziałam, że i nasze oczy potrafią przeciekać. Nie było jednak na to czasu.
Po chwili wypełnionej karkołomnym schodzeniem ze stołu stałyśmy zebrane wokół wielkiej śpiącej głowy. Nikt jednak nie miał pomysłu, co robić. Z ledwością mogłyśmy poruszyć paluchem tej ogromnej istoty, co więc można było zrobić z całym jej ciałem? Poważne rozmyślania znowu przerwała Luu, która właśnie ciągnęła za włos, wystający z wielgachnego nosa. Co dziwniejsze, znowu udało jej się poruszyć olbrzymem, bo jedno z jego oczu zaczynało się otwierać. Tym razem nikt nie uciekał. Podeszłyśmy jeszcze bliżej, gdy nagle otwarło się drugie oko. Wszystkie aż podskoczyłyśmy ze strachu. Widać dla olbrzyma też była to niespodzianka, bo znowu zasnął. Budził się i zasypiał jeszcze dwa razy, co zaczęło nas już trochę irytować. Jak istota takich rozmiarów może być aż tak strachliwa? Trzeba było jakoś inaczej oswoić olbrzyma. Widocznie tłum zebrany przy twarzy to było dla niego za wiele.
Ukryłyśmy się więc w cieniu pod pobliskim łóżkiem, skąd roztaczał się idealny widok. Niestety, wielkie ciało nadal leżało bez ruchu. Na szczęście długa, cieniutka nić, przywiązana do włosa w jego nosie, pomogła idealnie. Mocne szarpnięcie i olbrzym zaczął się budzić. Po chwili siedział już na ziemi i trzymał się za głowę, dziwnie przy tym stękając.
- Dlaczego się boisz? Przecież wiesz, kim jesteśmy - głośno, ale spokojnie zapytała jedna z nas, siedząc ciągle w ukryciu.
Olbrzym musiał usłyszeć pytanie, bo jego oczy jakby urosły. Na szczęście już nie padał na ziemię.
Siedział wpatrzony w cień pod łóżkiem, skąd dobiegło pytanie.
- Ja... - wydukał niezdarnie olbrzym.
- Nie bój się - powiedziała Nami i ostrożnie wyszła z cienia.
- Ja... ja nic nie rozumiem - drżącym głosem wyszeptał olbrzym.
- Czy to ty nas stworzyłeś? - zapytała. Olbrzym nie od razu odpowiedział. Zamiast tego kilka razy uszczypnął się w nos i policzki. Gdy spostrzegł, że malutkie oczy patrzą na to wszystko z lekkim politowaniem, chyba coś mu zaświtało w głowie. Położył się na podłodze, tak by mieć przed twarzą maleńką Nami.
- Czy to ja was stworzyłem? - powtórzył pytanie, które widocznie wywołało to dziwne zachowanie.
- Tak... oczywiście, że ja. Ale byłyście tylko malutkimi postaciami z drewna, które stały sobie na stole zupełnie nieruchomo. Czemu teraz rozmawiam z jedną z was? - zapytał nadal drżącym głosem.
- Niestety my też tego nie wiemy. Nagle mogłyśmy otworzyć oczy. - Spokojnie powiedziała Nami.
- Powiedz, dlaczego siedziałeś tak bez ruchu? - zadała to pytanie patrząc głęboko w ogromne oczy.
Olbrzym zaczynał znowu smutnieć.
- A czy nie jesteś ciekaw, gdzie podziała się reszta z nas?
Odkryłyśmy wtedy, jak na te wielkie istoty skutecznie działa delikatna zmiana tematu.
Olbrzym widocznie się ożywił.
- Zupełnie zapomniałem. Czy reszta jest tutaj?
- Oczywiście, ale nie umiałeś się obudzić widząc nas wszystkie. Czy możesz obiecać, że już nie będziesz umierał?
- Och, ja nie umarłem. Musiałem stracić przytomność widząc was żywe. Dobrze więc. Może lepiej usiądę na łóżku. Nie mam się czego bać. W końcu jestem waszym twórcą - powiedział olbrzym.
- Jesteś naszym ojcem - poprawiła Nami. Wtedy też każda z nas spostrzegła, że słowo to delikatnie, prawie niezauważalnie poruszyło twarz olbrzyma. Możliwe jednak, że nam się tylko zdawało, bo twarze tych ogromnych istot poruszają się czasem bardzo nieczytelnie.
Gdy olbrzym siedział już wygodnie na łóżku, zaczęłyśmy pojedynczo wychodzić z ukrycia. Jako pierwsza pokazała mu się nieco nieśmiale nasza królowa, po niej powolutku kolejne z nas. Każdą z postaci śledził zafascynowanym wzrokiem. Nie musiałyśmy się mu nawet przedstawiać, znał nas przecież doskonale. Na koniec usiadł na podłodze tuż przed nami. Co dziwne, znowu mu coś wyciekało z oczu, ale jakby trochę inaczej.
Po chwili rzekł:
- Nadal nic z tego nie rozumiem, ale cieszę się, że mogę was poznać. Pozwólcie, że się przedstawię: nazywam się Lucjan Rzekotka.
Tego dnia do później nocy opowiadał nam o swoim świecie, o innych olbrzymach z odległych krain, o ich niezwykłych zachowaniach. Mówił nam, że nie ma miejsca na ziemi, gdzie jakiś z olbrzymów by nie zajrzał, że nawet pod ziemią i w chmurach można ich znaleźć, ale to na pewno była przesada. Wszystko to było zbyt ciekawe, by szukać innego miejsca do spania, więc pierwszą noc spędziłyśmy śpiąc obok naszego ogromnego ojca lub na nim. Czasem niebezpiecznie się wiercił, ale to ponoć wina którejś z nas, która lunatykując kłóciła się z brwią Lucjana i strasznie przy tym tupała mu po czole. Przez następne kilka dni, z pomocą Lucjana udało nam się wybudować zgrabną wioskę w jego pokoju i już nie musiałyśmy ryzykować gniecenia się z nim w łóżku. Tak zyskałyśmy ojca i prawdziwy dom w tym dziwnym świecie.