Lucjan okazał się dla nas niezwykle ciepłym olbrzymem. Bardzo długo był też jedynym, jakiego znałyśmy. Mieszkał samotnie w małym pokoiku na poddaszu kamienicy, która należała do najstarszej olbrzymki jaką widziałyśmy. Nikt specjalnie nie odwiedzał naszego Lucjana, a on nie znał nawet innych lokatorów budynku, w którym mieszkał. Chyba niespecjalnie lubił rozmawiać z innymi olbrzymami i dziwacznie się zacinał, gdy ktoś się do niego odzywał. Przechadzał się czasem po ulicy z wiecznie zamyśloną miną. To jego zamyślenie było powodem częstych wywróceń, zachlapań, a dwa razy nawet bardzo poważnie się zgubił.  Może dlatego przeważnie przesiadywał w swoim maleńkim pokoiku.

 

Nie do końca też wiedziałyśmy, dlaczego właściwie nas stworzył. Każda po przebudzeniu wiedziała natomiast kim jest. Lucjan wlał w nas cechy olbrzymów, które szczególnie sobie cenił. Oczywiście, jak to on, musiał coś przy tym pomieszać, więc niektóre z nas dostały dziwne mieszanki.  Jedną z jego pierwszych postaci była Rau, nasza królowa. Mówiła niewiele, jednak tak dobierała słowa, że nic więcej po prostu nie trzeba było dodawać. Mimo wielu swoich obowiązków umiała zawsze każdego wysłuchać. Jednak gdy ktoś po raz piętnasty przychodził z tym samym problemem, widział jej bardzo wymowną minę i sam wpadał na rozwiązanie. Niezwykle rzadko ktokolwiek widział irytację na jej twarzy. Rau bowiem bardzo ceniła sobie fakt, że to do niej przychodzimy z problemami. Potrafiła zaangażować się nawet w pozornie błahe tematy. Czasem po prostu dawała tylko ciepłe słowo albo siedziała z kimś, kto wyraźnie posmutniał. 


Zastanawiasz się zapewne, gdzie jest błąd Lucjana, co takiego namieszał przy wymyślaniu naszej królowej. Otóż była to na szczęście niewielka, dla wielu może nawet nieistotna pomyłka. Jednak dla Rau, której Lucjan powierzył obowiązki królowej było to sporym problemem. Otóż panicznie bała się wystąpień publicznych. Z tego też powodu jakiekolwiek ogłoszenie, które miało dotrzeć do wszystkich mieszkańców, było prawdziwym wyzwaniem. Pewnego razu nasz konstruktor zrobił wielką tubę, przy pomocy której królowa mogłaby przemawiać nikogo nie widząc. Niestety pomysł ten nie przypadł królowej do gustu, głównie za sprawą kota sąsiadki, który słysząc dziwne dźwięki zaczął drapać w drzwi wejściowe.  Innym pomysłem były małe liściki, roznoszone do drzwi każdego z mieszkańców. Kilka razy nawet Lucjan ogłaszał to, co Królowa mówiła mu na ucho. Jednak żaden z tych pomysłów się nie przyjął. Najczęściej tworzyła się po prostu długa kolejka przed jej zamkiem. Każdy pojedynczo wchodził do środka i Rau ogłaszała mu na osobności, co postanowiła. Tak więc dosyć częstym widokiem w pokoju Lucjana była wijąca się po dywanie rozgadana kolejka. Nikomu jednak to nie przeszkadzało, szczególnie, że często zmieniała się ona w maleńkie przyjęcie. 


Zabawne były chwile, gdy królowa po ogłoszeniu jakieś wiadomości chciała dodać do niej jedno czy dwa zdania. Porozbiegane po całej wiosce znowu musiałyśmy ustawiać kolejkę, niektóre nawet już nie pamiętały czego dotyczyła poprzednia. Był to poważny problem dla królowej. Mimo swojej mądrości i wiedzy nie potrafiła nic z tym zrobić. Kilka razy próbowała zebrać mniejszy tłum, taki zupełnie nieliczny, ale i wtedy cichła i czerwieniła się, więc nikt nie miał serca jej zmuszać do przemawiania. Zwyczajnie, gdy miała coś do przekazania, ktoś dzwonił w specjalny metalowy dzwonek i zaczynałyśmy zbierać się w rządku przed drzwiami do zamku. W ten dzwonek biła przeważnie siostra królowej, bo i to było dla Rau poważnym wyzwaniem. 


Po takim dniu, gdy miała do wygłoszenia kilka ustaw, była naprawdę wyczerpana. Znalazła na to jednak swój sposób, którego bardzo długo nie znałyśmy. Chyba można powiedzieć, że było to jej małą pasją. Otóż gdy nastawał wieczór i wszyscy mieszkańcy kładli się spać, królowa przez specjalne przejście wykradała się na dach kamienicy, w której mieszkałyśmy. Uwielbiała spacery w ciemnościach po okolicznych dachach. Wszystkie dźwięki stawały się wtedy jakby wyraźniejsze. Miała już nawet  swoich starych znajomych. Oczywiście znała ich tylko ze słyszenia. Wiedziała, gdzie mieszka śmiesznie chrapiąca olbrzymka, mówiący przez sen zegarmistrz (wiecznie mówił o wskazówkach i kołach zębatych) czy pies, który miał ciekawy szczekowy rytuał przed pójściem spać. Spacerowała tak samotnie, często odkrywając nowe miejsca, różne zakamarki, śmieszne rynny. Zastanawiała się wtedy jak wyglądają w dzień, czy ktokolwiek z olbrzymów  je widział. Czasem spotykała na dachu jakiegoś nocnego ptaka, zamieniała wtedy słówko, którego wymagała etykieta i grzecznie odchodziła.  Doskonale znała już okolice, wszelkie skróty i przejścia. 


Raz na jakiś czas udawała się jednak troszkę dalej, w miejsca zupełnie nieznane. Podczas jednej z takich nocnych podróży trafiła na ogromny, elegancki budynek. Przechodząc po jego dachu, uszłyszała dziwne dźwięki. Przypominało to jakby różne głosy, ale wychodzące z jednego olbrzyma. Dźwięki te były ledwo słyszalne, ale bardzo zaciekawiły królową. Wbrew sobie postanowiła to zbadać. Będąc postacią wielkości niedużej myszy, można bez trudu dostać się w miejsca zamknięte dla innych olbrzymów. Tak więc przez uchylone okienko udało jej się dostać do środka. Budynek ten był miejscem ogromnym, nawet jak na standardy olbrzymów. Królowa ostrożnie przemierzała długie korytarze. Na szczęście tej nocy księżyc jasno świecił i mogła się trochę rozejrzeć. Na ścianach było mnóstwo kolorowych obrazów z dziwacznie ubranymi olbrzymami. Miejsce to naprawdę oczarowało Rau. Nigdy wcześniej nie spotkała się ze sztuką tych ogromnych istot. Teraz mijała pięknie przyozdobione sale, sufity, różnego typu tajemnicze przedmioty, błyszczące w blasku nocy. Cisze ponownie przerwały dziwne głosy. 


Królowa przypomniała sobie o celu wtargnięcia. Budynek był jak ogromny labirynt, jednak, kierując się odgłosami, udało jej się dotrzeć do ich źródła. Stała właśnie w niesamowicie wielkiej sali z mnóstwem siedzeń i miękkim dywanem, po którym cichutko skradała się w stronę, z której dobiegał dźwięk. Zatrzymała się w miejscu, z którego widziała całą salę. Wtedy też odkryła autora tych wszystkich głosów. Niedaleko stał olbrzym w przebraniu wielkiej purpurowej kury. Olbrzym ten jednak nie mówił językiem ptasim, który znała ze swoich nocnych spacerów. Odgrywał jakąś bardzo poważną rolę i szło mu to naprawdę zgrabnie. Olbrzym najwidoczniej uważał inaczej, bo co chwilę przerywał i zaczynał płakać, trzęsąc swoim dziwacznym przebraniem. Królowa wiedziała, że zachowanie olbrzymów to temat na osobną opowieść, ale ten tutaj wyjątkowo ją zaciekawił. Niestety ta ciekawość ją zgubiła, bo gdy skradała się bliżej zahaczyła o maleńki metalowy świecznik. Gdy spostrzegła, co się dzieje było już za późno. Metalowy przedmiot turlał się właśnie po schodach, robiąc tyle hałasu, że purpurowa kura aż podskoczyła niezdarnie. 

- Kto tam jest? - padło pytanie .

Królowa nie potrafiła odpowiedzieć, była zbyt przerażona.

- Proszę natychmiast się pokazać, albo wzywam policję! 

- Ja... ja podziwiałam tylko -  wykrzyknęła Królowa najgłośniej jak umiała.

-Jak tu się dostałaś, nie wiesz, że teatr jest nocą zamknięty?! - purpurowa kura grzmiała, wyraźnie zdenerwowana.

- Weszłam przez uchylone okno na dachu. Proszę się nie denerwować. 

- Jak to przez okno? To niemożliwe. 

- Proszę mi powiedzieć, dlaczego płakałeś? - królowa pamiętała, jak zmiana tematu podziałała na naszego Lucjana.

- Jak tu się dostałaś? - wielki ptak był wyraźnie niewzruszony.

- Mówiłam już.

- Kłamiesz, wołam policję!

- Nie kłamię. 

W tej chwili królowa postanowiła zaryzykować i wyszła z ukrycia. Wielka purpurowa kura stała teraz bez ruchu na środku sceny. Rau powoli ostrożnie podeszła bliżej. Ogromne ptaszysko nawet nie drgnęło, stało przerażone, wpatrując się w naszą maleńką królową.

- Dlaczego płakałeś?  - postanowiła jeszcze raz zapytać.

- Yyy - dobiegło ze sceny.

Królowa przez chwilę myślała, że może ten olbrzym też zemdlał, ale jakoś inaczej niż Lucjan.

- Oj przestań już się dziwić! Zadałam pytanie.

Królowa była wyraźnie zirytowana tym zachowaniem. Podeszła bliżej i ostrożnie weszła mu na nachyloną rękę. Dopiero teraz chyba uwierzył, że to się dzieje naprawdę. 

- Ćwiczyłem rolę, chcę zostać prawdziwym aktorem - bardzo powoli wydukał olbrzym. 

Królowa była zaskoczona, że jednak nie zemdlał, widocznie olbrzymy o pewnej wrażliwości reagują inaczej na rzeczy tajemnicze i dziwne. 

- Ale czemu płakałeś?

- Bo ja od dzieciństwa marzyłem, aby zostać aktorem. NIe miałem jednak odwagi spróbować swoich sił i zająłem się czymś zupełnie innym. Po pracy, w samotności ćwiczyłem jednak różne role, uczyłem się tekstów, pracowałem nad dykcją, śpiewem. Mijały lata i nic się nie działo, nadal chodziłem do pracy, która stawała się coraz nudniejsza. Jednak tydzień temu dowiedziałem się że szukają aktora do roli rycerza. Niewiele myśląc rzuciłem pracę i ćwiczyłem do przesłuchania w teatrze. Jutro jest ten wielki dzień, jednak teraz widzę, że nic z tego. 

W tej chwili wielkie ptaszysko znowu zaczęło płakać. 

- Chodzi o ten strój? - królową dziwiło przebranie, olbrzym mówił przecież coś o roli rycerza.

- Och nie, chciałem zrobić próbę generalną w stroju, a tylko taki mieli tutaj w garderobie

- Czemu więc płaczesz?

- Wszystko szło dobrze, gdy ćwiczyłem w domu. Byłem wręcz przekonany, że to rola dla mnie. Mój znajomy który jest tutaj stróżem, pozwolił mi poćwiczyć ten ostatni raz na prawdziwej scenie. Gdy tylko się na niej znalazłem i wyobraziłem sobie te wszystkie wpatrzone we  mnie twarze, coś we mnie pękło. Nie potrafiłem wydukać słowa. Dwie godziny walczyłem ze sobą, żeby wypowiedzieć pierwsze zdanie. Teraz widzę, że to był błąd. Wszystkie próby na marne. Nie potrafię wczuć się w rolę nawet przy pustej widowni. Jestem skończony.

Purpurowe ptaszysko rozkleiło się już na dobre i zawyło tak, że królowa musiała zatkać uszy.

- Przestań już!  - krzyknęła królowa. - Chyba mogę ci pomóc - dodała spokojniej.  

- Niby jak? - ledwo wydukał olbrzym, smarkając przy tym niemiłosiernie. 

- Daj mi chwilę. Niebawem wrócę. Obiecaj mi, że przestaniesz płakać i skupisz się na roli. 

- Mi już nic nie pomoże. 

- Zaufaj magii - królowa pozwoliła sobie na delikatne kłamstewko. Olbrzym nie wie przecież, że ona nie zna żadnej magii, ale może uwierzy, skoro właśnie rozmawia z maleńką postacią, stojącą mu na dłoni.

Olbrzym nic nie powiedział, odstawił Rau na podłogę, otarł łzy, po czym powoli dodał.

- Dobrze, spróbuję.


Królowa wiedziała, że nie ma czasu, po chwili znalazła drogę powrotną na dach. Biegła najszybciej jak mogła i mimo maleńkich przecież nóżek nie zajęło jej to wiele czasu. Gdy dotarła do pokoju Lucjana, przystanęła na chwilę w kącie, by odsapnąć i się uspokoić. Czuła jak trzęsą jej się nogi, nie ze zmęczenia, ale z tego, co miała zamiar zaraz zrobić. Powoli wyszła na środek pokoju skąd widziała wyraźnie głowę śpiącego Lucjana i swoją wioskę. Całe jej maleńkie ciało zdawalo sie mówić że to zły pomysł. Wzięła jednak głęboki oddech i najgłośniej, jak potrafiła zaczęła krzyczeć. Wyszło jej to chyba dobrze, bo Lucjan spadł z łóżka razem z kołdrą. Po chwili cała na wpół śpiąca wioska stała wokół wciąż wrzeszczącej królowej. Rau ucichła dopiero zobaczywszy wszystkich. Lekko się zaczerwieniła, po czym opowiedziała historię o olbrzymie z wielkim marzeniem i równie wielkim problmemem. Na koniec poprosiła wszystkich, by czym prędzej udali się z nią do teatru. Mimo późnej godziny żadna z nas nie protestowała, może dlatego, że nadal byłyśmy zszokowane  mówiącą do nas królową. Za transport posłużył nam Lucjan, który na takie okazje zrobił sobie marynarkę z mnóstwem wygodnych kieszonek. Co prawda trochę wytrząsł nas w czasie biegu, ale królowa nie pozwoliła mu spokojnie iść. Nie zdradziła nam swojego planu, ale i tak każdy już dawno był wybudzony i gotowy do działania. No może poza Plumem, który, mimo trzęsącego się Lucjana, co chwila przysypiał i wszystko ślinił.  


Dotarliśmy w końcu na miejsce. Lucjan musiał zostać na zewnątrz, bo przecież nie zdołałby wejść przez maleńką szparę, którą znalazłyśmy. Zresztą biedak i tak musiał odsapnąć. Nigdy wcześniej nie widziałyśmy, żeby tak szybko się poruszał. W środku ogromnego budynku biegłyśmy w ciszy za królową. Zatrzymałyśmy się dopiero na środku sceny, tuż przed ogromną purpurową kurą. Teraz zrozumiałyśmy plan Królowej, bo właśnie tworzyłyśmy maleńką, ale jednak dosyć liczną publikę. Niektóre z nas nawet wzięły sobie przekąski i robiły znudzone miny. Królowa najpoważniej jak potrafiła przemówiła do stojącego z osłupioną miną ptaszyska.

- Czy taka widownia będzie dobra?

- Ja chyba faktycznie śnię - wymamrotał olbrzym. 

- Jutro będziesz się nad tym zastanawiał. Na przesłuchaniu.

- O rany, faktycznie. Olbrzym chyba się czegoś wystraszył.

- Jeśli się pomylisz, próbuj jeszcze raz, tylko proszę cię, nie płacz już, mamy bardzo wrażliwe uszy. 

I tak zaczęła się ta dziwna scena. Olbrzym stojący przed maleńką, wpatrzoną w niego widownią. Na początku często się mylił i jąkał albo tylko stał w ciszy. Z czasem jednak coś zaczęło się dziać. W miejscu, gdzie wcześniej była śmieszna, purpurowa kura stał teraz dzielny, waleczny rycerz z błyszczącym mieczem (zrobionym co prawda z miotły, ale jednak mieczem). Na koniec, gdy padło ostatnie zdanie z ust rycerza, nastała cisza. Nikt bowiem z nas nie znał zwyczaju bicia braw w takich chwilach. Na szczęście milczenie przerwał głos rycerza. Wyznał wzruszony, że pierwszy raz powiedział bezbłędnie całą kwestię i że jest gotowy na przesłuchanie. Wszystkie otoczyłyśmy go, życząc powodzenia na jutrzejszym przesłuchaniu. Ostatnia pożegnała się z nim królowa, po czym wszystkie pobiegłyśmy do wyjścia z tego ogromnego, tajemniczego budynku.


Wracając do domu, w już spokojnie idącym Lucjanie, niektóre z nas zrobiły sobie maleńkie mieczyki z patyków i śmiesznie nimi wywijały. Na ramieniu Lucjana samotnie w ciszy siedziała królowa, potwornie zmęczona i chyba zszokowana tym, co się stało. Delikatny uśmiech na jej twarzy zdradzał jednak, że była  naprawdę szczęśliwa. Już nie czuła dawnych strachów.