W naszej wiosce obowiązuje pewna zasada. Przestrzega ona przed pokazywaniem się olbrzymom. Oczywiście są wyjątki, jak na przykład Lucjan i kilku jeszcze olbrzymów, ale gdy chodzi o resztę to zasada obowiązywała od bardzo dawna. Stworzyła ją królowa. Obawiała się ona olbrzymów, których ciekawość mogłaby zagrozić naszej wiosce. Olbrzymy mają bowiem dziwny zwyczaj zamykania tego, co rzadkie i ciekawe do słojów czy szklanych gablot, gdzie zapewne nie byłoby nam zbyt dobrze. Tak więc trzymałyśmy się z daleka od ich wzroku, bardziej z ostrożności niż jakiegoś szczególnego strachu. Doskonale przecież wiemy, jak wielu z nich jest naprawdę przyjaznych. Tak czy inaczej - lepiej było uważać. 


Jednak jedna z nas bardzo polubiła zaczepianie olbrzymów w pewien nietuzinkowy sposób. Była nią Simu, malarka - postać, która zawsze widziała i czuła troszkę inaczej od pozostałych mieszkańców naszej wioski. Pewnie jesteś ciekaw, co to za oryginalny sposób wymyśliła ta maleńka artystka. Otóż, przechadzając się po mieście olbrzymów, zawsze miała przy sobie kilka pędzli i odrobinę farby. Gdy tylko znalazła odpowiednie miejsce, rozglądała się wokół, czy jest bezpiecznie, po czym sprawnymi ruchami malowała na ścianie naturalnej wielkości ćmę. Co ciekawe, używała do tego tylko złotej farby. Musisz wiedzieć, że nasza malarka była niezwykle biegła w posługiwaniu się pędzlem. Na ścianie więc, już po chwili siedziała żywa, złota broszka. Zdawało się, że dotknięta palcem zwyczajnie odleci. 


Po pewnym czasie, spacerując ulicami można było spotkać dziesiątki tych szlachetnych owadów. Jak się to ma do olbrzymów? Otóż Simu uwielbiała tę krótką chwilę, gdy olbrzym, który przed momentem pędził za poważnymi sprawami, nagle przystawał ze zdziwioną miną. Przez tę krótką chwilę widać było, jak zapomina o wszystkim i zastanawia się, czy zwyczajnie nie zwariował. Niektórzy z nich klękali na ziemi, by lepiej przyjrzeć się dziwacznemu owadowi. Czasem nawet zabawnie w niego dmuchali, chcąc chyba przepłoszyć złotego owada.  Simu stała wtedy w ukryciu, obserwując zachowanie olbrzymów. 


Kiedyś, czekając przy świeżo namalowanej ćmie, zobaczyła olbrzyma, który nie był zaskoczony. Co ciekawe, wyglądał na kogoś, kto wyraźnie szukał jej najnowszego dzieła. Simu zdziwiona była tym bardziej, że olbrzym miał mocno  niezadowoloną minę. Nic z tego nie rozumiała, przecież ćma namalowana była wręcz doskonale. Nagle olbrzym wyjął ze swojej torby kilka dziwnych buteleczek oraz małą gąbkę, po czym zaczął szorować jej najnowsze dzieło. Strasznie przy tym marszczył brwi i mówił coś zbyt cicho, by mogła zrozumieć. Ta scena dziwnie jakoś zasmuciła naszą maleńka malarkę. Nie chciała nikogo złościć swoimi obrazami. Nie potrafiła tego zrozumieć, ale na wszelki wypadek przy kolejnych dziełach dodawała maleńki złoty napis: "Przepraszam, ale musiałam". 


Po tamtym dniu cała przyjemność z nowych owadów zaczęła topnieć w sercu małej artystki. Złote ćmy już coraz rzadziej przysiadywały na ścianach wielgachnych budynków. Po kilku dniach od tamtego wydarzenia ostatni złoty owad pojawił się na świecie. Nie smuciło to jednak malarki zbyt długo. Musisz wiedzieć, że ktoś z tak artystyczną duszą troszkę inaczej postrzega świat. Rozmawiając z nią można było zauważyć, jak zamiast słuchać wpatruje się uważnie w jakąś plamę na ścianie czy dziwny kształt, który właśnie pojawił się za oknem. Nikt nie wiedział, co ona tam widzi, ale też nikomu to nie przeszkadzało. Ona tak po prostu  miała. Zdawało się że poza sztuką nie wiele ją interesuje.


Lucjan często znajdował w swoim notesie najnowszy obraz lub szkic. Czasami maleńkie obrazy pojawiały się też w najróżniejszych miejscach naszego rodzinnego pokoju. Bywały w zakamarkach, w których ciężko je można było dostrzec. Zdawało się, że nie powstawały dla publiczności, tylko zwyczajnie wyfruwały z tej małej artystki. 

Jednak widać było, że trochę brakuje jej dawnego zajęcia. Kilka owadów pojawiło się nawet w naszym pokoju. Na szczęście dosyć szybko znalazła coś, co pochłonęło ją do reszty.


Coraz częściej zaczęła znikać na całe dni. Wracała później umorusana w farbie i atramencie, ale widać było że jest szczęśliwa. Okazało się, że jej nową pracownią malarską zostało miejsce, które zupełnie do tego nie pasowało. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Otóż Simu codziennie chodziła malować do leżącej niedaleko poczty. Przyznasz sam, że nie brzmi to jak miejsce, które kojarzyłoby się z artystyczną duszą. Nasze zdziwienie było równie wielkie, jak twoje. Simu, widząc nasze niedowierzanie, zdradziła nam co nieco. Znalazła sobie spokojny kącik na jednym z pocztowych regałów, poza zasięgiem wzroku najwyższego nawet olbrzyma. Urządziła tam pracownię i malowała obrazy na kopertach, listach i wszelakich paczkach. Uwielbiała zastanawiać się, do kogo dotrze jej najnowsze dzieło. Czasami trafiała na tak ciekawe nazwisko, że nawet chwili nie zastanawiała się, co owemu olbrzymowi namalować. 


Tu muszę zdradzić ci jeden kłopotliwy sekret - otóż Simu, widząc czasem jakąś niezwykłość w liście, otwierała go delikatnie i czytała. Nie robiła tego z jakiejś brzydkiej wścibskiej natury. Nigdy nikomu nie zdradzała treści tych listów, czytała je wyłącznie po to, by lepiej poznać adresata listu i jej przyszłego arcydzieła. Po jakimś czasie zżyła się z wieloma olbrzymami. Czekała na ich korespondencję z wielkim podnieceniem. Z czasem okazało się, że jej pasja nie kończy się tylko na malowaniu. Śledziła losy pewnej damy, która pisała do swojego męża. Wiedziała, co słychać u wnuczka siwego olbrzyma, który jest zapalonym kolarzem, ale miał pechowy wypadek i mocno się poturbował. Narysowała mu bardzo zgrabny pejzaż z maleńkim rowerzystą, wspinającym się na górę. Innym razem czytała listy olbrzyma, który był kolejarzem i przysyłał żonie historie z najróżniejszych miejsc. Te listy wymagały sporej fantazji, bo przecież trudno namalować odległe krainy, gdy całym twoim światem jest zaledwie kilka ulic.  Była też młoda olbrzymka, która pisała listy do swojego narzeczonego. Simu bardzo ceniła sobie te listy bo mimo młodego wieku, olbrzymka potrafiła bardzo wzruszająco pisać o ich rozłące. 


Oczywiście, jak to zawsze bywa, nie wszystkie listy na poczcie były równie fascynujące. Bardzo często trafiały się zwyczajnie pospolite i nudne, różne urzędnicze papierki z masą słów, od których czytania bolała głowa. Na takich listach dla zabawy pozwalała sobie na odrobinę abstrakcji i malowała tam najbardziej szalone ze swoich obrazów. Podobno jeden z takich właśnie abstrakcyjnych, choć szalenie nudnych listów trafił do znanego na całym świecie krytyka sztuki, ale to zupełnie inna historia. Simu naprawdę lubiła swoje zajęcie. Oczywiście głównie przez listy ciekawe. Autorką listów, którą polubiła najbardziej była pewna elegancko ubrana olbrzymka w bardzo już podeszłym wieku. Przychodziła na pocztę dokładnie co drugi czwartek. Simu lubiła obserwować ją już z daleka, bo pomimo całego tego pomarszczenia i siwizny chodziła w bardzo energiczny i wesoły sposób. Jej listy spisane były na bardzo ładnym papierze, czasem nawet pachniały, co Simu uważała za zabawne dziwactwo. 

    

Okazało się, że olbrzymka od trzydziestu jeden lat wymienia listy miłosne z pewnym olbrzymem. Co wręcz niesamowite, nigdy się osobiście nie poznali, a nawet nie widzieli. Chyba  przez to, że olbrzym  mieszkał gdzieś bardzo, bardzo daleko. Jednak jakoś nie rozpaczali z tego powodu. Malarka pokochała listy tej siwej, wesołej olbrzymki. Opisywała ona wszystkie fakty ze swojego życia. Olbrzymka pisała tak zgrabnie, że Simu nieraz z zapartym tchem czytała o czymś z pozoru zupełnie błahym. Dla wybranka tej Olbrzymki malowała obrazy wyjątkowo uważnie. Starała się delikatnie nawiązać do treści listu, tak jednak, by specjalnie nie zdradzić tego, że czytała ich wyznania. Listy tych olbrzymów były niezwykle ciepłe i sympatyczne, nigdy nie pozwolili sobie na odrobinę kłótni czy dąsów. Chyba za bardzo szkoda im było wspólnych chwil. 


Nieraz Simu głośnym śmiechem reagowała na jakieś przeczytane w listach zdanie. Raz nawet jeden z pracowników poczty usłyszał dziwne piskliwe śmiechy, ale na szczęście nie zdemaskował pracowni. Olbrzymy najczęściej w takich sytuacjach myślą, że w głowie im się pomyliło i robią dziwaczne miny.  

Simu zorientowała się kiedyś, że od pewnego czasu listy jej ulubionych kochanków posmutniały. Malarka ze łzami w oczach czytała o chorobie olbrzyma.  Z korespondencji wynikało, że jego życie nie potrwa już zbyt długo i zaczyna żegnać się z miłością swojego życia. Malarka czuła, jakby chorował jej ktoś najbliższy, strasznie chciała im jakoś pomóc. Obserwowała jak starsza Pani niknie w oczach. Za każdym razem, kiedy pojawiała się na poczcie była jeszcze smutniejsza. Simu nie wiedziała już nawet, co może im malować. Wszystko wydawało jej zbyt błahe i nieodpowiednie. Nie potrafiła wymyślić niczego, co mogłoby jakoś złagodzić im te ostatnie wspólne chwile. Stała w ukryciu i patrzyła na olbrzymkę, jak stoi smutna przy skrzynce na listy. Wtedy wpadł jej do głowy pomysł na obraz. 


Przypomniała sobie uśmiech, który widziała dotychczas na jej twarzy, ten zabawny sprężysty krok, eleganckie ubranie, wszystkie jej miłe chwile przed chorobą i najstaranniej jak umiała narysowała na liście niewielki obraz. Wlała w niego tyle emocji i talentu, ile tylko umiała. Olbrzymka oczywiście nie wiedziała, że coś znalazło się na jej pożegnalnym liście. Mimo to, Simu czuła, że namalowała najważniejszy ze swoich obrazów. Tego dnia, wracając do domu, próbowała wyobrazić sobie, jak gdzieś tam niemal na końcu świata przykuty do łóżka starszy olbrzym dostaje wytęskniony list. Widziała w myślach, jak bierze list do ręki i po raz pierwszy i ostatni widzi portret swojej ukochanej.